Ciekawostki z terenu Łodzi... 
aktualizacja  26 kwietnia 2005



Maks ma 9 lat i... 175 cm wzrostu. Jest ciekawskim kasztanem,
i lubi, kiedy jest głaskany po głowie.
Od kwietnia będzie pilnował bezpieczeństwa w Lesie Łagiewnickim.
Maks to koń rasy wielkopolskiej. Od dwóch dni jest też „funkcjonariuszem” konnego oddziału łódzkiej straży miejskiej.
Do Łodzi trafił ze stada ogierów w Sierakowie.
– Maks jest chętny do współpracy, wykonuje polecenia jeźdźca i co istotne,
potrafi chodzić w zaprzęgu.
Jesteśmy z niego bardzo zadowoleni – mówi Mirosław Bulski, dowódca konnego oddziału.
Przez najbliższy miesiąc będzie się aklimatyzował w nowym miejscu.
Przejdzie też podstawowe szkolenie.
Potem zacznie być wykorzystywany do patrolowania Łagiewnik.
Wraz ze swoim opiekunem będzie też pilnował bezpieczeństwa w łódzkich parkach i ogrodzie botanicznym.
W konnym oddziale straży miejskiej są jeszcze cztery inne konie: Anarak, Takt, Gran i Skand. Wszystkie są rasy wielkopolskiej.
Do niedawna były wykorzystywane przez strażników do pilnowania porządku podczas meczów piłkarskich.
Od czasu, gdy minister spraw wewnętrznych i administracji uznał,
że służbowy „koń jest środkiem przymusu”, a nie transportu,
zwierzęta nie jeżdżą już na rozgrywki.












































Pokazy kontaktowania się z końmi metodą Parellego

Jak rozmawiać z końmi, pokazywali w sobotę zwolennicy metody naturalnego jeździectwa opracowanej przez Amerykanina Pata Parelliego.

– Przekonywaliśmy, że ludzie muszą nauczyć się końskiego języka. Chodzi o to, aby porozumiewać się z tymi zwierzętami, a nie bezmyślnie zmuszać je do wykonywania poleceń – mówi Blanka Piro, organizatorka łódzkiego spotkania, które otworzyło ogólnopolski sezon „parelliowców”.


Rozmowy odbywały się w stajni przy ul. Opolskiej. Polegały na pokazach wyjaśniających metodę Parelliego.

– Amerykanin opracował system 10 poziomów rozmawiania z końmi. On sam twierdzi, że jest na 8. – wyjaśnia Blanka Piro. – W Polsce mamy grono osób, które są na drugim poziomie. Zdążyły już poznać koński alfabet, umieją składać litery w słowa i teraz próbują mówić pełnymi zdaniami.



na zdjęciu powyżej Krzysztof Cyrankowski
Zdziwieni widzowie obserwowali, jak podczas pokazu konie spokojnie reagowały na czynności, których przeważnie panicznie się boją. Zwierzęta np. z ufnością przyglądały się jeźdźcowi strzelającemu z bata, nie cofały się przed foliowymi workami i przechodziły pod sznurkiem z celofanowymi wstążkami. Bez problemu chodziły też pomiędzy ciasno ustawionymi bramkami i bawiły się piłkami.

– Koń nie może się nas bać. Musimy udowodnić mu, że nie zrobimy mu krzywdy – twierdzi Blanka Piro. – Jeśli chcemy sprawić, aby koń np. bawił się piłką, to nie zmuszajmy go do tego, tylko pozwólmy mu oswoić się z przedmiotem. Wtedy się nim zainteresuje.

W pokazie wzięło udział pięciu jeźdźców i koni. Wśród prezenterów był Krzysztof Cyrankowski, jeden z pierwszych łódzkich wyznawców metody Parelliego.

– Specjalnie skróciłem służbowe spotkanie w Niemczech, aby zdążyć na pokaz – mówi. – Warto było. Najtrudniejsza część pokazu nastąpiła, gdy każdy z nas musiał „współpracować” z obcym koniem. Miałem frajdę, gdy po 15 minutach koń chodził za mną jak pies. A wcześniej jego właścicielka twierdziła, że jest on wyjątkowo chamski i nachodzi na człowieka...

Po sobotnim spotkaniu właściciele koni nie mieli problemów z wprowadzeniem wierzchowców do przyczepy (konie bardzo boją się zamkniętych pomieszczeń). Cyrankowski zrobił to w kilka sekund...


– Metodą Parelliego zainteresowałem się, gdy przed trzema laty koń nie chciał mnie słuchać – opowiada łodzianin. – Nauczyłem się, że muszę być dla niego przyjacielem, ale także przywódcą stada. Konie obserwują nasze miny i gesty.

Ale to my musimy sprawić, żeby skupiły na nas uwagę. Gdy te zwierzęta są spokojne, łatwo się uczą i potrafią rozumowo szukać rozwiązań. A gdy czują się zagrożone, na myślenie nie mają czasu – wyjaśnia.

Kolejne spotkanie „gadających z końmi” odbędzie się w Krakowie, a w maju na kurs do Żelazowej Woli przyjedzie Sandra Pey, jedna z najbardziej znanych wykładowców szkoły Parelliego.


Metoda Parelliego jest w Polsce coraz popularniejsza. Jej zwolennicy dzielą się swymi doświadczeniami na stronie internetowej: www.parelli-info.waw.pl


Koń służący w straży miejskiej odchodzi na emeryturę


16-letni Takt przepracował dla strażników 11 lat. Teraz czeka na właściciela, u którego spędzi jesień życia

Przez 11 lat służył w straży miejskiej - nigdy się nie spóźniał, nigdy nie narzekał, ani nie domagał się podwyżek. Dzień w dzień, niezależnie od pogody, przez wiele godzin maszerował po lesie. Nie bał się strzałów, umiał omijać doły i porozrzucane gałęzie. Gdy trzeba było galopować, galopował. A jaki był posłuszny! - Nazywaliśmy go "taksówką", bo gdy strażnik zostawił go bez opieki, Takt spokojnie na niego czekał. Nie trzeba było go przywiązywać - mówi Mirosław Bulski, dowódca oddziału konnego straży miejskiej. - Przyzwyczaiłem się do niego przez te wszystkie lata. Ciężko się będzie rozstać.

Ale to nieuniknione. 16-letni gniady koń o imieniu Takt musi przejść na zasłużoną emeryturę. Strażnicy szukają dla niego dobrego domu, w którym może przeżyć jesień życia. Koń, który przez całe lata woził strażników po lesie łagiewnickim, wciąż cieszy się dobrym zdrowiem. - Zauważyliśmy jednak, że trochę szybciej się męczy. Codzienna praca to dla niego zbyt wiele - ocenia Bulski. - Nie chcemy męczyć go i eksploatować. Odpowiednio pielęgnowany może przeżyć na emeryturze wiele pięknych lat. I nieraz posłuży jeźdźcowi!

Takt trafił do łódzkiej straży na początku tworzenia oddziału konnego. Jest z wielu powodów wyjątkowy: na przykład do dziś pozostał ogierem. - Wszystkie inne wierzchowce to wałachy. Pozbawienie atrybutów męskości sprawia, że stają się spokojniejsze - opowiada Bulski. - U niego tego zabiegu nie wykonano. Można więc powiedzieć, że to był najszczęśliwszy koń w straży miejskiej!

Niespełna rok temu na emeryturę odszedł Gran, inny wierzchowiec strażników. Zamieszkał koło Bratoszewic i ma się doskonale. - Gdy go ostatnio widziałem, wyglądał na zadowolonego. Ma do towarzystwa dwa inne konie i już im pokazał, kto tu rządzi. Cieszy się doskonałym zdrowiem - zapewnia Bulski.